Zamiast wstępu...



Historia o Czarodziejce Oli niestety jest opisem autentycznych wydarzeń z ostatnich kilku miesięcy... Niestety, bo każdy z nas wolałby, by ta historia nigdy się nie wydarzyła... By można było pewnego dnia stwierdzić, że to wszystko było jedynie koszmarem, złym snem...

Piszemy tę historię dla Was, ku przestrodze... Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do każdego z osobna, dlatego mamy nadzieję, że osoby, które nadal pomagają Czarodziejce Oli, trafią na tego bloga i dowiedzą się całej prawdy...

Królestwem Czarodziejki jest świat blogowy... Zdecydowaliśmy się więc wkroczyć do tego świata, by w ten sposób przerwać serię kolejnych klamstw i nadużyc z Jej strony...

Nikt nigdy nie zniszczył wiary w drugiego człowieka w taki sposób, w jaki zrobiła to Czarodziejka Ola...

Mamy nadzieję, że nigdy nie trafiliście i nie traficie już na wzruszającą historię Jej życia... Jeśli jednak tak się zdarzylo, pamiętajcie, że świat nadal jest tak samo piękny, a wokół nas jest wielu ludzi, ktorzy autentycznie potrzebują naszej pomocy... Nie zapominajcie o Nich...



poniedziałek, 24 stycznia 2011

Historia 1

Walka z przeciwnościami losu- historia Oli
Ola to młoda, energiczna i pełna zapału dziewczyna. Ma 22 lata, pisze wiersze, pomaga innym… Niestety, życie bardzo ją doświadczyło i to już na samym starcie. Minęło 8 długich lat zanim zaczęła samodzielnie chodzić, wcześniej wiele czasu spędziła w sanatoriach, gdzie była intensywnie rehabilitowana. Los Oli jednak nie oszczędzał. Niedługo potem zachorowała na białaczkę i trafiła na szpitalny oddział do Kliniki we Wrocławiu. Po 4 latach walki i przeszczepie szpiku- pokonała chorobę. Radość nie trwała jednak długo. W klasie maturalnej nastąpił nawrót białaczki. Ola ponownie trafiła do szpitala, gdzie została poddana chemioterapii. Oleńka była jednak bardzo dzielna, pomimo choroby kontynuowała naukę i w przerwie pomiędzy kolejnymi pobytami w szpitalu- zdała maturę. Niestety, tym razem choroba przybrała ostrzejszą postać… W październiku 2009 roku odbył się nieudany przeszczep szpiku kostnego… Stan Oli gwałtownie się pogorszył, była na morfinie… Jednak zdarzył się cud- Ola zaczęła odzyskiwać siły i kilka dni później opuściła szpital. Pomimo intensywnej walki- nastąpiły przerzuty. Zdiagnozowano chłoniaka nieziarniczego, następnie mikroprzerzuty w mózgu, guz, który uciskał nerw wzrokowy… Pomimo operacji i kolejnych chemioterapii- stan Oli pogarszał się z dnia na dzień. Pojawiła się szansa na leczenie w NY, jednak ze względu na ataki padaczki- lekarz nie wyraził zgody na podróż. Oleńka trafiła pod opiekę hospicjum...

Forum BB- pierwszy kontakt z Olą
Nasze drogi skrzyżowały się w momencie, gdy dla Oli nie było już właściwie żadnych możliwości leczenia. Historię Oli poznałam, czytając jedno z forum, gdzie Przyjaciółka Oli poprosiła o modlitwę i trzymanie kciuków podczas zbliżającego się przeszczepu… Dla Oli została zorganizowana akcja wysyłania e-maili z życzeniami powrotu do zdrowia. Dziewczyny z forum wysyłały również różnego rodzaju koty- na znak tego, że Ola, tak jak przysłowiowy kot, "spadnie na cztery łapy"...

Całą historię z tego okresu "leczenia" Oli, można przeczytać w kolejnych wpisach na forum BB:
http://www.babyboom.pl/forum/mozesz-pomoc-zobacz-f220/pomoc-dla-spiacej-aguni-17915/index77.html

Ola prowadziła wówczas bloga, na którym opisywała swoją walkę z chorobą:
http://historiamojejnadziei.blog.onet.pl/  (Blog aktualnie nie istnieje)

Zaczęłam śledzić również jej blog, następnie skontaktowałam się z Olą i od tego czasu sporadycznie rozmawiałyśmy na gg. Ola czuła się bardzo samotna, opuszczona i nieszczęśliwa, co wielokrotnie podkreślała podczas rozmów. Któregoś dnia na blogu Oli pojawił się tekst „Dlaczego ja?”, który bardzo mi się spodobał. Ola twierdziła, że tekst jest jej autorstwa. Dopiero niedawno odkryłam, że pochodzi ze strony Natalii, dziewczyny która kilka lat temu przegrała walkę z nowotworem: http://www.nataliajewtuch.eu/
Z tego samego bloga pochodzi również tekst "Włosy", którego autorstwo przypisała sobie Ola.

Okazało się również, że mniej więcej w tym samym czasie, gdy miał odbyć się przeszczep, a następnie kolejne operacje Oli- Ola była na warsztatach wokalnych, na co także są dowody. Nie ma więc nawet takiej możliwości, by opisana na forum sytuacja wydarzyła się naprawdę.

19 grudnia Ola napisała „Trzymaj za mnie kciuki… ja chyba dzisiaj odejdę…” Sparaliżowała mnie ta wiadomość, nie wiedziałam co robić… Przez kilka następnych dni Ola w ogóle się nie odzywała.

W styczniu na forum pojawiła się informacja, że Ola podpisała dokumenty na opiekę paliatywną. Niedługo potem blog Oli, na którym pisała o swojej chorobie został zlikwidowany. Zmartwiła mnie ta sytuacja, dlatego postanowiłam napisać maila do Przyjaciółki Oli z pytaniem, w jaki sposób można jej pomóc... Okazało się, że z Olą jest bardzo źle i właściwie nie można już nic zrobić, a jedynie wesprzeć dobrym słowem…Z czasem kontaktowałyśmy się z Olą coraz częściej, aż któregoś dnia Ola zaproponowała spotkanie.


Spotkanie z Olą
Po raz pierwszy spotkałam się z Olą „na żywo” w lutym 2010 roku w Poznaniu w centrum handlowym (Ola opowiadała swoim znajomym, że spotkałyśmy się na oddziale w szpitalu- jednak nie jest to prawdą. Nigdy Oli nie odwiedzałam w szpitalu. Także w późniejszym czasie, gdy Ola dostawała „przepustki” ze szpitala- spotykałyśmy się zazwyczaj w centrum). Kilka dni po naszym pierwszym spotkaniu, otrzymałam sms od mamy Oli z wiadomością, iż Ola trafiła na OIOM, jest w śpiączce i nie jest pewne, czy przeżyje… Do końca życia nie zapomnę tej nocy- była to najgorsza noc w moim życiu. Wysłałam wówczas prośbę o modlitwę na Jasną Górę i do Lichenia- w intencji Oli zostały odprawione Msze św. Po kilku dniach Ola wyszła ze szpitala, a tydzień później przyjechała do mnie do domu. Opowiedziała wówczas historię swojego życia, swojej walki z chorobą i przeciwnościami losu… Po raz pierwszy przepłakałyśmy razem całą noc… Nie mogłam się pogodzić z tym, że życie tak bardzo doświadcza tę młodą, pełną zapału i energii dziewczynę. Ola wspomniała także o trudnej sytuacji materialnej, w której znalazła się jej rodzina po tym, gdy wykryli u Niej wznowę choroby nowotworowej. Nie sposób było przejść obojętnie obok tak wielkiej tragedii tej młodej dziewczyny… Naturalnym odruchem serca było to, że chcieliśmy jej pomóc. Po raz pierwszy wówczas wsparliśmy Olę finansowo…

Marzenie Oli
Ola opowiedziała mi również o swoim marzeniu. Bardzo chciała jechać do Oxfordu, na wydział medyczny. Postanowiłam wówczas, że zrobię wszystko, by spełnić Oli marzenie. Skontaktowałam się z Profesorem z Oxfordu, przedstawiłam Mu pokrótce historię Oli i ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu- Profesor obiecał pomóc w spełnieniu tego marzenia. Udało się również znaleźć dla Oli sponsorów, którzy zdecydowali się pokryć koszty podróży, a także zakwaterowania na miejscu. Znalazła się także Osoba, która zgodziła się lecieć do Oxfordu razem z Olą w roli tłumacza. Niemal wszystko było dopracowane i zmierzało w dobrym kierunku do momentu, aż Profesor z Oxfordu poprosił o kontakt z lekarzem prowadzącym Olę. Poprosiłam wtedy Mamę Oli (podczas rozmowy na gg) o namiary na Panią Profesor, która (według Oli) ją leczyła. W tym momencie zaczęły się schody… Najpierw był problem, bo Ola nie wiedziała, którego lekarza podać (rzekomo w tym czasie leczyła się w 3 szpitalach równocześnie…), następnie poprosiła mnie o namiary do Profesora z Oxfordu i zapewniła, że Pani Profesor sama się z Nim skontaktuje. Od tego czasu sprawia ucichła… Gdy zapytałam jakiś czas później, czy Pani Profesor skontaktowała się z Panem z Oxfordu- usłyszałam, że Ola nie otrzymała zgody wyjazd ze względu na zły stan zdrowia...

Instytut w Warszawie- blog

Dalsza historia potoczyła się lawinowo. Pojawiła się możliwość leczenia, Ola pojechała do Instytutu do Warszawy. Niestety, odkryli kolejne przerzuty w mózgu. Ola miała mieć operację 22 marca. Ponownie poprosiłam znajomych o modlitwę. Wszyscy się modlili i trzymali kciuki. Przez cały czas otrzymywałam smsy od Mamy Oli- wspieraliśmy ją, pocieszaliśmy. Nie udało się wyciąć guza w całości. Ola podpisała zgodę na opiekę paliatywną. Założyła wówczas kolejnego bloga, na którym opisywała swoje samopoczucie z tego okresu: http://www.mojapodroz.blogator.pl 
(Blog aktualnie nie istnieje- patrz: zakładka "Moja podróż")

Pisała na tym blogu o tym, jak bardzo czuje się samotna i niezrozumiana, wspomniała również o przykrej sytuacji z przyjaciółką Kasią, która zaraz po tym, gdy dowiedziała się, że Ola jest w hospicjum- zerwała z nią kontakt, nie zgodziła się również na to, by Ola odwiedziła ją w jej mieszkaniu, bojąc się rzekomo, że Ola w tym czasie umrze…


Akcja kartkowa dla Olki
Mama Oli, chcąc wesprzeć córkę, podczas rozmowy na gg zaproponowała, by zorganizować dla Oli akcję kartkową, aby ludzie z całej Polski mogli wysyłać do Niej kartki z życzeniami powrotu do zdrowia. Powstał wówczas blog: www.dla-olki.blog.onet.pl 
(Blog cały czas istnieje- obecnie Ola nie ma do niego dostępu)

Mama prosiła jednak, by nie umieszczać na blogu nazwiska, wieku ani adresu Oli. Kartki przychodziły więc na mój prywatny adres. W kolejnych notkach pisała o pobycie Oli w szpitalu, o Jej samopoczuciu i walce z chorobą. Ola była w tym czasie w Instytucie w Warszawie, postanowiłam zatem odwiedzić Olę w szpitalu i zawieźć kartki, które wykonały dla Niej Dzieci z jednej z poznańskich szkół. Jednak gdy tylko dojechałam do stolicy, dostałam wiadomość, że Oli stan się pogorszył i konieczne jest przewiezienie Jej do szpitala we Wrocławiu. Nasze spotkanie nie było zatem możliwe. Po powrocie ze szpitala, Ola odwiedziła mnie w domu i osobiście odebrała kartki, z których się bardzo ucieszyła.

Nagrody
Mama Oli podkreślała, że Jej córka jest bardzo niedowartościowana, a przy tym- tak dzielnie zmaga się z chorobą. Zaproponowała wówczas, żeby zgłosić Olę jako kandydata do Orderu Uśmiechu. Nie było to jednak możliwe z przyczyn formalnych. Podczas kolejnych rozmów na gg proponowała także by zgłosić Olę do innych konkursów dla wolontariuszy, by w ten sposób docenić Jej działania na rzecz innych. Ola w tym czasie była załamana, płakała, bo jej Przyjaciółki otrzymały nagrodę za poradnik, który (według Oli) stworzyły razem. Odbierając nagrodę nie wspomniały jednak o Oli, pominęły jej wkład, przypisując sobie wszystkie zasługi. 

Plastry
W czasie jednej z naszych rozmów, Mama Oli wspomniała również o materiałach opatrunkowych, które właśnie się kończyły, a niestety nie miała pieniędzy, by zamówić kolejne. Zakupiłam wówczas dla Oli plastry i inne materiały opatrunkowe i przekazałam je bezpośrednio Oli podczas pobytu u mnie.
Na temat tych plastrów pojawił się także wpis na blogu dla-olki:
http://dla-olki.blog.onet.pl/Dziekujemy-za-pomoc-Emi-A-co-u,2,ID404753145,n

Otrzymałam także podziękowanie od Mamy Oli:



Dalsze leczenie
Następnie Ola trafiała do kolejnych szpitali, na kolejne chemioterapie. Scenariusz był zawsze podobny- Ola nie chciała się leczyć, zatem każda kolejna wizyta w szpitalu poprzedzona była moimi długimi rozmowami z Olą i przekonywaniem jej do wyrażenia zgody na kolejną chemioterapię. W czasie, gdy Ola była w szpitalu, otrzymywałam smsy od jej Mamy lub pisałam z Nią na gg- opisywała mi dokładnie leczenie córki, prosiła, żebym z Nią porozmawiała i namówiła np. na podjęcie leczenia. Często pocieszałam Mamę Oli, gdy stan jej córki pogarszał się po raz kolejny. Z Olą natomiast rozmawiałam wielokrotnie przez telefon, czasem nawet przez kilka godzin dziennie, pocieszałam ją, zapewniałam, że wszystko będzie dobrze, a leczenie przyniesie oczekiwany skutek…

Samotność Oli
Ola często czuła się opuszczona i samotna. Jednak za każdym razem, gdy proponowałam, że odwiedzę Ją w szpitalu- okazywało się, że w tym samym czasie musiała jechać do innego szpitala lub też wychodziła na przepustki i przyjeżdżała do Poznania, by się ze mną spotkać. Od czasu do czasu bywała także u mnie w domu. Mając świadomość, w jakiej sytuacji finansowej znalazła się rodzina Oli, nie chcieliśmy narażać jej na dodatkowe koszty- dlatego też zazwyczaj opłacałam Oli koszty dojazdu i inne drobne wydatki. 

Na początku kwietnia Ola kolejny raz trafiła do szpitala ze względu na spadek wyników. Było to w okresie Świąt, dlatego postanowiłyśmy, że odwiedzimy Olę w szpitalu, by nie było jej smutno. Jednak gdy tylko padła propozycja- usłyszałam od Oli, że nie chce odwiedzin w szpitalu, bo nie zgadza się na to, by oglądać ją w tak złym stanie...


Pogorszenie stanu zdrowia- kolejny blog
1 maja otrzymałam smsy od mamy Oli, że Ola przedawkowała leki przeciwbólowe. Odratowali ją, wróciła do domu po pobycie w szpitalu. W tym czasie jej stan się pogorszył, była z nimi w domu pielęgniarka z hospicjum z Poznania. Ola miała podłączony tlen i kroplówkę, była słaba, nie mogła chodzić. Założyła wówczas kolejnego bloga:
http://cichy-slad.blog.onet.pl/  Umieszczała na nim swoje wiersze.

W międzyczasie wykryli również cukrzycę, Ola otrzymała wówczas glukometr od znajomej.

Następnie odbyła się akcja charytatywna, którą razem organizowałyśmy. Jak się dowiedziałam w późniejszym czasie- Ola twierdziła, że podczas tej akcji towarzyszyła nam przez cały czas pielęgniarka i lekarz. Takiej sytuacji jednak nie było- przez cały tydzień Ola nie była badana przez lekarza, gdyż według Oli- nie było takiej konieczności. W tym czasie otrzymywałam smsy od Mamy Oli z prośbą, żeby przekonać Olę, aby wyraziła zgodę na kolejną chemioterapię. Po wielu rozmowach i namawianiach- Ola podjęła dalsze leczenie.

4 czerwca trafiła do szpitala w Bydgoszczy z powodu spadku wyników, jednak już kilka dni później dostała przepustkę i pojechała do Dobrzycy, gdzie śpiewała na koncercie. W tym czasie wykryto kolejne przerzuty. Po powrocie z Dobrzycy trafiła tym razem do Instytutu w Warszawie.

Warszawa- listy od Oli
Stan Oli ponownie był bardzo zły- otrzymywałam wówczas od Niej listy, w których opisywała swoje samopoczucie i leczenie (zamieszczam listy w zakładce "Listy od Oli").

Umówiłam się z Mamą Oli, że odwiedzę ją w szpitalu w Warszawie, jednak do naszego spotkania po raz kolejny nie doszło, bo Ola podczas mojego pobytu w stolicy była na badaniach i nie mogła się ze mną zobaczyć… Trudno było się z Olą w tym dniu skontaktować.

Przez następny miesiąc nie miałam kontaktu z Olą. Po powrocie do domu, pod koniec sierpnia otrzymałam wiadomość od Mamy Oli, że podczas mojej nieobecności miały miejsce dwie operacje, Ola ma kolejne przerzuty- tym razem do kości i przebywa obecnie w szpitalu w Gdańsku. Jednak gdy tylko zaproponowałam spotkanie, Ola otrzymała przepustkę i pojawiła się w Poznaniu. Opowiadała mi wówczas o operacji, wspomniała także o zdjęciach do kalendarza, który miała wykonane przez Fundację Iskierka. Płakała, że ma dość swojej choroby, że mama musi przez nią cierpieć i jeździć po szpitalach…

W późniejszym czasie okazało się jednak, że sytuacja przedstawiona przez Olę i Jej Mamę również nie mogła się wydarzyć, ponieważ w tym samym czasie Ola była na festiwalu, na co dowodem są także zdjęcia i zdobyte przez Nią wyróżnienia…

Konsultacja za granicą
Miałam tego dnia spotkać się również z Mamą Oli, jednak coś jej wypadło i nie dojechała. Rozmawiałam później z Mamą Oli na gg, gdzie pisała mi, że lekarze nie chcą się podjąć dalszego leczenia, że właściwie nic już nie można zrobić… Zaproponowałam wówczas konsultację Oli za granicą. Mama Oli ucieszyła się z propozycji i obiecała przysłać dokumenty. Ola mniej więcej w tym samym czasie pisała, że jest załamana, a jej największym marzeniem jest „zdjąć chustkę, zdjąć perukę i uczesać swoje długie gęste włosy...”.

Klinika we Wrocławiu- listy do przyjaciółki
We wrześniu Ola trafiła do kolejnego szpitala, tym razem do Łodzi, gdzie miała podawaną chemioterapię. Podczas rozmów na gg Mama Oli opisywała mi, jak Ola "kłóci się z pielęgniarkami, złości na kabelki i chce uciec z sali". Z Łodzi przewieźli Olę do Wrocławia, gdzie spędziła kolejne tygodnie. W tym czasie założyła dla mnie bloga, na którym opisywała swój pobyt w szpitalu: http://listy-do-przyjaciolki.bloog.pl/  
(Kopia bloga znajduje się w odpowiedniej zakładce)

Ola przebywała we Wrocławiu praktycznie przez cały październik. Pisała do mnie wówczas Mama Oli lub sama Ola. Oli spadały wyniki, pomimo przetaczania krwi, nie chciały się podnieść. Miała alergiczne zapalenie skóry, była w izolatce. Na blogu wspominała także o Pani Profesor Alicji, która robiła wszystko, by stan zdrowia Oli poprawił się choć trochę. Na początku listopada Ola otrzymała przepustkę i przyjechała do Poznania. Była wówczas ze mną na urodzinach u kolegi Tomka. Przywiozła także dla Tomka kartki od dzieci z Kliniki z Wrocławia. 13 listopada trafiła ponownie na oddział. Także z tego okresu opisywała swoje leczenie na blogu.

Kłamstwa Oli
W tym czasie odkryłam po raz pierwszy kłamstwo Oli- dokładnie w tym samym dniu, gdy Ola pisała na blogu, że jest we Wrocławiu w izolatce- występowała na koncercie we Włocławku. Są na to dowody w postaci zdjęć z tych koncertów, na które trafiłam zupełnie przypadkiem...

Gdy odkryłam pierwsze kłamstwo Oli, powiedziałam Jej o tym. Było mi przykro- zwłaszcza, że Olę przez cały czas bardzo ceniłam i nie pomyślałabym, że może mnie okłamywać. Ola zaczęła mnie wówczas szantażować samobójstwem- pisała, że Jej życie nie będzie miało sensu, jeśli Ją zostawię… Jednocześnie w tym samym czasie opowiadała innym osobom o tym, że byłam zazdrosna o jej osiągniecia i wyróżnienia i z tego powodu przestałam się z Nią kontaktować... W tym czasie byłam we Wrocławiu i planowałam też odwiedzić Olę w szpitalu, jednak okazało się, że Jej tam nie ma. Jeszcze wtedy myślałam, że chodzi tylko o to jedno kłamstwo…

Minęło kilka dni i zupełnie przypadkiem odkryłam, że niektóre wpisy, które pojawiały się na blogu www.dla-olki.blog.onet.pl , pochodzą z bloga innej dziewczyny, która także walczyła z białaczką, jednak niestety tę walkę przegrała. Także artykuły, które publikowała Ola, częściowo pochodzą z blogów lub artykułów innych osób. Byłam w szoku, że ktoś może sobie w ten sposób przypisywać czyjąś pracę…

Zjazd Pacjentów
W ciągu następnych dni miałam ograniczony kontakt z Olą. Ola cały czas utrzymywała, że jest w sanatorium w Ciechocinku, a ja niestety nie miałam czasu, by do Niej jechać. 18 grudnia, zgodnie z wcześniejszą umową, miałyśmy wystąpić razem na Zjeździe Pacjentów we Wrocławiu. Wiele razy pytałam Olę o to, kiedy zrobimy próbę- jednak Ola twierdziła, że źle się czuje i nie może przyjechać do Poznania. Kilka dni przed Zjazdem napisała, że wystąpi sama… Jak się później okazało- było to również przemyślane działanie z Oli strony. Ola nie mogła dopuścić do tego, abym pojawiła się na Zjeździe, bowiem wyszłyby wtedy na jaw wszystkie Jej kłamstwa…

Spotkanie z Gosią
Kilka dni później stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. W szpitalu, w którym Ola była wolontariuszką, organizowane było świąteczne spotkanie dla dzieci. Po spotkaniu na oddziale, jedna z wolontariuszek poprosiła mnie o rozmowę. Zdziwiłam się początkowo, bo nie znałyśmy się wcześniej... Gosia zapytała wprost, czy Ola faktycznie jest chora. Potwierdziłam wówczas, zgodnie z tym, co mi mówiła Ola- że walczy ze wznową białaczki od 4 lat, poza tym ma przerzuty… Okazało się wtedy, że Ola przedstawiła wolontariuszom zupełnie inną historię swojej choroby. W czerwcu 2010 roku wysłała do wolontariuszy list z informacją, że właśnie wykryli u Niej wznowę białaczki i w związku z nawrotem choroby nie przyjdzie więcej na oddział do dzieci, bo musi jechać na leczenie do Kliniki (list znajduje się w zakładce "Listy od Oli"). Okazało się również, że sytuacja zdrowotna opisywana w kolejnych postach przez Olę i Jej Mamę na blogu www.dla-olki.blog.onet.pl także jest fikcją. W tym samym czasie, gdy Ola opisywała na blogu swoje leczenie i pobyty w szpitalu- działała w Poznaniu razem z innymi wolontariuszami i brała udział w akcjach charytatywnych, na co dowodem są chociażby zdjęcia z tych akcji… Zatem nie jest możliwe, by Ola przebywała w tym czasie w szpitalu na leczeniu…. Gosia pytała wcześniej Olę o to, dla kogo jest ten blog prowadzony i czy zna tę dziewczynkę- Ola twierdziła, że akcja została zorganizowana dla zupełnie innej osoby, nie przyznała się, że blog został założony dla Niej…

Dyktafony
W czasie, gdy Ola wysłała list do wolontariuszy z informacją o wznowie choroby, pisała też, że jest bardzo samotna, wszyscy znajomi się od niej odsunęli i nikt jej nie rozumie… Powtórzył się dokładnie taki sam schemat jak w moim przypadku. Ola marzyła o tym, by dostać nowy dyktafon. Wolontariusze zorganizowali dla Oli akcję w wyniku której ktoś podarował Oli dwa nowe dyktafony. W momencie, gdy wolontariusze chcieli odwiedzić Olę na oddziale w szpitalu- Ola otrzymała przepustkę i sama przyjechała do Poznania, by te dyktafony odebrać… Na stronie DDP ukazał się artykuł Oli z podziękowaniami za spełnione marzenie.



Hospicjum w Gdańsku- kolejny blog
Jakiś czas później Ola poinformowała wolontariuszy, że nie ma już dla niej możliwości leczenia i podpisała (po raz kolejny) zgodę na opiekę paliatywną. W tym czasie zaczęła prowadzić kolejnego bloga, na którym opisywała swój pobyt w hospicjum i „ostatnie chwile życia…”. Twierdziła wówczas, że jest na oddziale paliatywnym w Gdańsku.
http://www.granice.pl/blog,aniolekola,1
(Blog został zlikwidowany- kopia znajduje się w zakładce "Aniołek Ola")

Po rozmowie z Gosią, wymieniłyśmy się wszystkimi blogami, które prowadziła Ola. Część z nich znałam ja, część znała Gosia. Na jednym blogu Ola pisała, że jest w izolatce we Wrocławiu, a w tym samym czasie na innym blogu pisała, że jest w hospicjum.

Osób, które zaangażowały się w chorobę Oli i chciały jej pomóc jest bardzo wiele. Przeważnie powtarzał się dokładnie ten sam schemat. Ola pisała najpierw, że jest w szpitalu na chemii. Co jakiś czas przychodziły smsy od Mamy Oli z prośbą o modlitwę, bo „było już tak źle”. Wiele osób rozmawiało z Mamą Oli na gg, pocieszało ją, wspierało. Z Olą natomiast spędzali długie godziny na rozmowach telefonicznych, by ją wesprzeć i podtrzymać na duchu. Rozmowy trwały czasem do rana… ale nikt Oli nie chciał odmówić, bo przecież była w tak złym stanie zdrowia i potrzebowała wsparcia… Jednak za każdym razem, gdy ktoś chciał odwiedzić Olę w szpitalu- okazywało się, że w tym samym czasie była przenoszona do innego szpitala, albo nie można było jej tego dnia odwiedzać...

Asia- koleżanka Oli z oddziału z Wrocławia
Kiedyś napisała do mnie na gg Asia, rzekoma koleżanka Oli z oddziału z Wrocławia. Opisywała mi swoją chorobę, swoją walkę z białaczką... pisała też o Oli, o tym jak się czuje… Przedstawiła wszystko bardzo realnie. Wysłała nawet swoje zdjęcie. Jak się później okazało- zdjęcie to znalazłam na stronie Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”, a Asi nigdy nie było….

Pani Ola- "tłumaczka"
Mniej więcej w tym samym czasie zapytałam po raz kolejny Mamę Oli o dokumentację leczenia, która nadal do mnie nie dotarła, a wydawało mi się, że sprawa jest dość pilna. Mama Oli zapewniała wtedy, że dokumenty będą niedługo wysłane, ale najlepiej będzie, gdy skontaktuję się w tej sprawie z Panią Olą, która jest właśnie w trakcie tłumaczenia dokumentów. Podała mi numer gg i numer komórki do Pani Oli, jednak nie mogłam się do Niej dodzwonić. Po jakimś czasie Pani Ola napisała do mnie na gg, później wysyłała również smsy, zapewniając, że w najbliższym czasie dostarczy przetłumaczone dokumenty do Poznania.

Dobrusia
Z kolei inne osoby otrzymały wiadomości od dziennikarki Dobrusi, która chciała napisać książkę o Oli i jej walce z chorobą. Dobi założyła również blog, na którym opisywała postępy w zbieraniu materiałów do książki.
http://swiadectwo-nadziei.blog.pl/ (Blog nadal istnieje)

Kolejne wcielenia Oli
W momencie, gdy wychodziły kolejne kłamstwa w związku z chorobą Oli- wymieniłyśmy się numerami gg i numerami telefonów, z których pisały do nas różne osoby związane z Olą.

Okazało się wówczas, że z tego samego numeru gg, z którego pisała do mnie Pani Ola (która rzekomo tłumaczyła dokumentację Oli) - do innych osób pisała dziennikarka Dobrusia. Natomiast z numeru komórki, z której dostawałam smsy od Pani Oli- inna osoba otrzymywała smsy od Moniki, koleżanki Oli z oddziału. To samo było z numerem gg, z którego pisała do mnie Asia, koleżanka Oli z oddziału… Okazało się też wtedy, że Asi w ogóle nie ma i nigdy nie było… Przez cały czas Ola podszywała się pod nią i pisała z tego numeru gg jako Asia… Dobrusi, dziennikarki również nigdy nie było, a blog, który powstał, został napisany przez Olę…. Pani Ola okazała się autentyczną osobą, jednak jak się później okazało- nigdy się ze mną nie kontaktowała i nigdy nie tłumaczyła dokumentacji leczenia Oli. Ola przez cały czas podszywała się pod Nią, pisząc do mnie z fikcyjnych numerów telefonu i gg.

Przez cały ten czas gdy zbierałyśmy dowody na Oli kłamstwa, Ola nie wiedziała, ze się znamy. Zdarzały się sytuacje, gdy pisałam na gg z Mamą Oli, a dokładnie w tym samym momencie, z tego samego numeru z inną osobą pisała Ola. Okazało się, że przez cały czas Ola podszywała pod własną Mamę, ciocię, siostrę, pielęgniarkę, koleżanki z oddziału, dziennikarzy i inne osoby…

Gdy powiedziałyśmy Oli, że wiemy już o Jej kłamstwach- bardzo szybko zlikwidowała blogi. Wcześniej jednak blogi te zostały skopiowane- znajdują się one w zakładkach po lewej stronie.

Cała prawda o Oli
Po ujawnieniu prawdy o chorobie Oli, pojawiły się kolejne okłamane przez Nią osoby. Okazało się, że Ola nigdy nie miała choroby nowotworowej, a jedynie naciągała w ten sposób kolejne osoby, wywołując u Nich litość i współczucie… Praktycznie nikt nie mógł i nie chciał odmówić pomocy tak ciężko chorej dziewczynie… Natomiast Mama Oli nigdy się z nami nie kontaktowała- nie wysyłała smsów, nie dzwoniła, nie pisała do nas na gg, a tym bardziej- nie zamieszczała wpisów na blogu dla-olki, bo nie zna się na komputerach...


Ola dobrze wiedziała do kogo zwrócić się o pomoc- wybierała wolontariuszy lub rodziców chorych dzieci. Wiedziała, że wczują się w jej sytuację i będą jej współczuć. Doskonale gra na emocjach innych ludzi. Ma opanowane to do perfekcji. Stwarzała wrażenie, że dana osoba jest dla niej najważniejsza i bez niej sobie nie poradzi. Pisała wiersze, smsy na temat tego, jak ważne są dla niej pewne osoby, zapewniała jak bardzo je kocha…

Dlaczego to trwało aż tak długo?
Dlaczego nie odkryłam kłamstw Oli wcześniej?

Przede wszystkim dlatego, że za bardzo jej zaufałam i nie mogłam uwierzyć w to, że osoba tak chora może kłamać... Otrzymywałam wcześniej sygnały od innych osób, które poddawały w wątpliwość chorobę Oli, jednak ani przez myśl mi nie przeszło, że ktoś może w takiej sprawie kłamać... Wiele osób myśli bardzo podobnie- bo przecież „umierającej” dziewczynie nikt nie zarzuci kłamstwa…
Uwierzyłam dopiero wtedy, gdy zaczęły się pojawiać kolejne okłamane przez Olę osoby… Moja historia z Olą trwała niecały rok… Zdecydowanie za długo...


Niestety, są także osoby, które znały Olę już dużo wcześniej i przez cały ten czas wspierały Ją w walce z chorobą. Ola udawała swoją chorobę przynajmniej od 4 lat. Wiele osób bardzo zaangażowało się w tę historię. Ola przez cały czas nosiła chustki, peruki, była bardzo wiarygodna i dobrze wiedziała, w jaki sposób manipulować ludźmi... Ma bogatą wiedzę z zakresu hematologii i onkologii, którą zdobyła podczas wolontariatu w szpitalach, konferencji, a także śledząc blogi lub fora internetowe innych Osób, walczących z nowotworami...

 Charakterystycznym działaniem z Jej strony było to, że wypowiadała się bardzo negatywnie o innych osobach, które Ją wspierały… Gdy słyszałam od Oli opowieści o tym, jak bardzo inne osoby Jej szkodzą, nie miałam nawet ochoty się z nimi zadawać i byłam wręcz na nie zła za to, że tak traktują Olę. Dziś wiem, że było to celowe działanie z Oli strony- dzięki temu miała pewność, że nie będziemy ze sobą utrzymywać kontaktu…

Charakterystyczne dla Oli było także to, że stan jej zdrowia pogarszał się zawsze w momencie, gdy w moim życiu coś się działo… Gdy planowałam gdzieś wyjechać lub z kimś się spotkać i Ola o tym wiedziała- niemal w tym samym czasie przychodziły rozpaczliwe smsy od jej Mamy z informacją, że stan Oli znacznie się pogorszył… Była zrozpaczona, załamana, więc wielokrotnie rezygnowałam z własnych planów i poświęcałam ten czas na rozmowę z Nią i wsparcie w tych trudnych chwilach…

Ostatni rok to była ciągła huśtawka emocjonalna- co chwilę z Olą coś się działo… Ciągle pocieszałam Olę lub jej Mamę, spędzałam długie godziny na rozmowach na gg lub przy telefonie z Olą, namawiałam ją na kolejne chemie… a tymczasem okazuje się, ze ona w tym czasie dobrze się bawiła… Najbardziej żal zszarganych nerwów i straconego czasu, który można było poświęcić tym osobom, które autentycznie potrzebują pomocy... Ola dobrze wie, ile nocy przepłakałam razem z nią… Jak bardzo przeżywałam każde pogorszenie jej stanu zdrowia… Wiele osób się za nią modliło, były msze odprawiane…. A teraz okazuje się ze to wszystko było jednym wielkim kłamstwem…

Czy byłam naiwna? Z perspektywy czasu widzę, że w wielu sytuacjach niestety tak… Wiem jednak, ze nie mogłam wtedy postąpić inaczej- widząc, że ktoś potrzebuje pomocy i prosi o wsparcie, nie mogłam odmówić… Cieszę się, że tę historię mam już za sobą i cała prawda wyszła na jaw. Mimo wszystko ulżyło mi, gdy dowiedziałam się, że Ola nie jest chora i mam nadzieję, że nigdy nie będzie musiała walczyć z groźnym przeciwnikiem, jakim jest choroba nowotworowa. Nigdy jednak nie pogodzę się z tym, że Ola wykorzystała tyle osób dla własnych celów. Podczas, gdy my płakaliśmy, martwiliśmy się o jej zdrowie, wspieraliśmy jej „mamę”, podtrzymywaliśmy na duchu Olę- ona z tego wszystkiego zwyczajnie się śmiała i czerpała korzyści… Zawsze podkreślała, że czuje się niedowartościowana- dzięki temu osiągnęła swój cel, niemal bez przerwy była w centrum uwagi…

Są wśród nas osoby, które nadal wierzą w chorobę Oli, jednak niestety nie do wszystkich możemy dotrzeć bezpośrednio... Mam nadzieję, że także inne osoby, które zaangażowały się do pomocy i wspierały Olę, dowiedzą się o jej kłamstwach i historia ta zostanie przerwana raz na zawsze...

Emilia Dudkiewicz

7 komentarzy:

  1. Brak mi słów ,jak można igrać z ludzkimi uczuciami!!??To jest wręcz perfidne i krzywdzące.A najgorzej ,że przez takie Jej działanie ,tracą pomoc Ci którzy naprawdę Jej potrzebują.Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. wydaje mi sie, ze ola pojawila sie na moim blogu. jej pierwsze wpisy - jestem chora, ale nie chce sie leczyc, mo rodzice zmarli itd... to taki haczykm na wywolanie wspolczucia
    http://raknieborak-aniaha.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale nuda, dluga bajka, nieciekwa. Jetses az tak naiwna, ze wczesniej tego nie odkryłas? Dlaczego w ogole sie tym zajmowalas przez taki dlugi czas? Cos tu jest tez nie halo!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jedyne "nie halo" w tej sprawie jest takie, że zaufałam niewłaściwej osobie. Wszystko inne zostało już powiedziane.

    Poza tym nie zamierzam się tłumaczyć osobie, która nie ma nawet na tyle odwagi, by się podpisać. Na szczęście nikt z nas nie jest tak do końca anonimowy...

    emi

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo dobrze pani zrobila. Az zaniemowilam. Po prostu Ola jest chora, ale psychicznie.

    OdpowiedzUsuń
  6. witam. Emi, ta historia jest nieprawdopodobna... Ja też znam Olę, bardzo jej współczułam, raz czy dwa rozmawiałam z nią telefonicznie i otrzymywałam smsy, prośby o pomoc, wsparcie... Tylko ze względu na mój stan zdrowia i odległość nie spotkałam się z Olą nigdy, chociaż myślałam o tym. Rozmawiałyśmy kilka razy na gg, poznałam jej historię z bloga i modliłam się... Po dłuższej przerwie poszukałam jej, nie wiedziałam czemu zlikwidowała swoje konto na NK, miałam Olę w gronie znajomych, myślałam, że stało się to najgorsze. A dzisiaj przypadkowo szukając wiadomości o Oli znalazłam się tu i nie mogłam uwierzyć. Przykra sprawa. Brak mi słów. Pozdrawiam.
    Renia

    OdpowiedzUsuń
  7. Dowiedzialam sie o tej historii dzis i mam dreszcze.Jest to moja daleka rodzina(i dowiedzialam sie od rodziny) ale nigdy nie interesowalam sie tym czym sie Ola zajmuje.wiedzialam ze pomaga pieknie spiewa i ze jest chora ale nigdy nie slyszalam ze ma bialaczke a co nieco wiem jak cos sie dzieje(jak to w rodzinie)TRAGEDIA!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń

UWAGA! Wszystkie komentarze, które zawierają wulgaryzmy będą systematycznie usuwane z bloga.

Więcej artykułów