Zamiast wstępu...



Historia o Czarodziejce Oli niestety jest opisem autentycznych wydarzeń z ostatnich kilku miesięcy... Niestety, bo każdy z nas wolałby, by ta historia nigdy się nie wydarzyła... By można było pewnego dnia stwierdzić, że to wszystko było jedynie koszmarem, złym snem...

Piszemy tę historię dla Was, ku przestrodze... Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do każdego z osobna, dlatego mamy nadzieję, że osoby, które nadal pomagają Czarodziejce Oli, trafią na tego bloga i dowiedzą się całej prawdy...

Królestwem Czarodziejki jest świat blogowy... Zdecydowaliśmy się więc wkroczyć do tego świata, by w ten sposób przerwać serię kolejnych klamstw i nadużyc z Jej strony...

Nikt nigdy nie zniszczył wiary w drugiego człowieka w taki sposób, w jaki zrobiła to Czarodziejka Ola...

Mamy nadzieję, że nigdy nie trafiliście i nie traficie już na wzruszającą historię Jej życia... Jeśli jednak tak się zdarzylo, pamiętajcie, że świat nadal jest tak samo piękny, a wokół nas jest wielu ludzi, ktorzy autentycznie potrzebują naszej pomocy... Nie zapominajcie o Nich...



sobota, 22 stycznia 2011

Historia 2

Olę poznałam na Oddziale III Kliniki Hematologii i Onkologii w Poznaniu. Przyszła jako wolontariuszka z DDP. Miła, sympatyczna, utalentowana dziewczyna. Okazało się, że sama w dzieciństwie chorowała na białaczkę i jest po przeszczepie. Była dla nas rodziców taką Iskierką Nadziei.

W czerwcu dostałam sms z informacją, że Ola ma wznowę...i tak zaczęła się moja przygoda z Olą. Nie będę szczegółowo opisywać jak to przebiegało- był bardzo intensywny kontakt, masa smsów, rozmów na gg, rozmów telefonicznych w których Ola lub jej mama przekazywały informacje na temat stanu zdrowia. Było coraz gorzej- przerzuty do kolana i związana z tym operacja, ale nie udało się wszystkiego usunąć, przerzuty następne to guz w uchu środkowym, zatokach klinowych, zaatakowany układ nerwowy. Ola doznała częściowego paraliżu lewostronnego, przebywała w Klinice AM w Gdańsku. Trafiła tam ze szpitala w Gołańczy (w Gołańczy nie ma szpitala ale wówczas o tym nie wiedziałam). Wieczorem poprzedzającym nocny wyjazd do szpitala otrzymywałam sms, że Ola się źle czuje, mdleje, nie ma siły by wstać no i na koniec, że straciła przytomność więc znajdują się w szpitalu. Tam padła diagnoza: grzybicze zapalenie płuc i w związku z tym musi mieć podany lek sprowadzony z zagranicy, niestety specyfik ten nie podlegał refundacji. Dodatkowa kuracja wymagała zastosowania drugiego leku osłonowego. W sumie potrzebne było 7000 pln. Poprosiłam by podała nr konta fundacji to postaram się zrobić akcję, by te pieniądze zebrać, ale wtedy powiedziała, że nie chce tego ujawniać by jej ojciec się nie dowiedział co się z nią dzieje i gdzie jest, by nie wykorzystał sytuacji (cokolwiek miało to znaczyć, nie dopytywałam). Powiedziała, że wujek pożyczy im pieniądze...Leki zostały sprowadzone i Ola poleciała medycznym do Gdańska (co też dziwne, bo zazwyczaj przywozi się leki do pacjenta...)

Kilka dni później ok. 11 listopada znów pojawił się problem i znów potrzebne były pieniądze, tym razem chodziło o kłopoty mieszkaniowe. Z relacji Oli wynikało, że Burmistrz wysłał im pismo z prośbą o spłatę zadłużenia na kwotę 4 tys z racji wynajmowanego mieszkania, które otrzymały jako lokal zastępczy, jednak nie użytkowały go. Chcąc pomóc zaproponowałam,że skontaktuję się z osobą która zna się na prawie by udzieliła im wskazówek dotyczących działań jakie mogą podjąć by uniknąć niesprawiedliwej w mniemaniu Oli zapłaty za należność. Mimo mojej inicjatywy ani Ola, ani jej mama nie kontaktowały się ze wskazaną osobą.

Otrzymałam któregoś dnia informację, że Ola marzyła zawsze o maszynie do pisania by móc swoje piosenki i wiersze pisać. Z racji tego, że jej stan określono jako ciężki, postanowiłam zorganizować zbiórkę pieniędzy by spełnić jej marzenie. Rozmawiałam na ten temat z Gosią prosząc ją o pomoc, by wśród swoich znajomych powiedziała o tej akcji. Zadzwoniłam również do Elizy wolontariuszki z fundacji Mam Marzenie (którą poznałam podczas spełniania marzenia mojej córeczki) z prośbą o pomoc w tej samej sprawie. Wysyłałam maile do sklepów internetowych w których znalazłam maszynę z prośbą o sponsoring lub upust cenowy. Rozmawiałam z rodzicami z oddziału. Udało się- zebraliśmy pieniądze. Maszyna została zakupiona.
Niestety był problem z wręczeniem jej Oli. Kiedy tylko wspomniałam o tym, że chciałabym ją odwiedzić, po kilku godzinach otrzymywałam smsy od mamy Oli ze jej stan się pogorszył i przewożą ją do innej kliniki. W pewnym momencie wiele rzeczy mi się nie zgadzało..zaczęłam podejrzewać, że Ola kłamie. Na początku nadal wierzyłam w jej chorobę, tylko myślałam, że ze względu na to, że jest w tak ciężkim stanie i nic już się nie da zrobić, podupadła jej psychika i to doprowadziło do tego, że chce być w centrum zainteresowania i stąd te częste zmiany klinik, wyjazd do sanatorium do Ciechocinka... Zaczęłam sprawdzać pewne rzeczy, nadal "grając w jej grę". Sam wyjazd do sanatorium był dla mnie dziwny z racji jej chorób, bo niektóre choroby jak m.in. padaczka dyskwalifikują pacjenta na starcie... mało tego, intensywna chemioterapia, której Ola miała być poddawana -również. Podpytywałam ją jakie zabiegi itp. ma w tym Ciechocinku... z tłumaczeniem że jestem ciekawa na jakie zabiegi mogłabym liczyć gdybym chciała udać się z moją córką... Odpowiedź Oli była skąpa i stwierdziła, że ona jest na takich relaksacyjnych zabiegach zasponsorowanych przez pewnego miłego pana i są one bardzo drogie...

Potem poczuła się źle i zaczęłam pisać na gg z Jej mamą..poprosiłam o kartkę z Ciechocinka, niestety w nocy już dostawałam sms o tym, iż stan Oli się pogorszył i przewożona jest do Bydgoszczy. Natomiast rano znów do Gdańska. Dziwne dla mnie były te częste zmiany klinik, ponieważ wiem, że osobom chorym na nowotwory nie wolno zmieniać klimatu.

Kiedy Ola była znów w Gdańsku chcieliśmy zrobić jej niespodziankę i wręczyć jej maszynę do pisania, w związku z tym zadzwoniłam do kliniki by dowiedzieć się czy istnieje możliwość by odwiedzić Olę... i wtedy doznałam szoku...okazało się, że Oli tam nie ma. Ku mojemu zdziwieniu dowiedziałam się, że Ola nigdy nie była pacjentką tamtejszego oddziału Hematologii i Onkologii...W międzyczasie nadal nic nie mówiłam Oli, że powątpiewam  w jej szczerość..znów tysiące myśli... może leży już na oddziale paliatywnym ale nic jej nie powiedzieli ...i takie tam ...
Następny sms od mamy Oli "Oleńka trafiła na OIOM"- tak,  i znów miałam wątpliwości czy mam rację podejrzewając ją o kłamstwa...Na domiar złego nagle z nieznanych powodów urwał mi się kontakt z Olą i jej mamą. Nikt nie odpisywał na sms i nie odbierał telefonu, więc postanowiłam zadzwonić do kliniki. Wybrałam numer do  rejestracji głównej by połączono mnie z oddziałem paliatywnym gdzie miała przebywać Ola przed przeniesieniem na OIOM... Recepcjonistka prosiła bym chwilkę poczekała... Za moment usłyszałam w słuchawce coś co już całkowicie mnie upewniło, że jednak miałam rację i nie myliłam się co do kłamstw Oli.- "Przepraszam, ale w naszej Klinice nie ma Oddziału Paliatywnego."

Niedługo potem zadzwoniła do mnie mama Oli jakoby Olka po 4 godzinach pobytu na OIOMIE trafiła z powrotem na oddział opieki paliatywnej. Była to dla mnie kolejna dziwna zbieżność, gdyż jeszcze nie słyszałam o tak szybkim odratowaniu i ustabilizowaniu pacjenta, z całym szacunkiem dla opieki medycznej ...Teraz miałam pewność że Ola kłamie i moglam tę informacje przekazać z czystym sumieniem dziewczynom..

Powiedziałam o wszystkim Gosi, nie będę opisywać jej reakcji sama to zrobi. Na szczęście Gosia miała możliwość skontaktować się z Emi -przyjaciółką Oli, którą Ola zaczęła przed nami oczerniać, mówiąc jaka to Emi jest zazdrosna. Powodem tej rzekomej niezrozumiałej zazdrości miało być: zdobycie przez Ole nagrody. Dziewczyna zarzucała Emi, że ta podwarza autentyczność jej choroby (w tym celu wybrała się nawet według wersji Oli do Wrocławia), domaga się dokumentacji leczenia. Ola nie wiedziała że Gosia i ja mamy kontakt z Emi. Wtedy już we trzy zaczęłyśmy szukać dowodów na kłamstwa Oli oraz Ludzi którzy mogli być również okłamywani przez Olę. Dowody które znalazłysmy są w zakładce z lewej strony.


Blog "Listy dla Martyni"
Chcąc wzbudzić jeszcze większe zaufanie i naszą wdzięczność Ola założyła blog dla mojej córeczki pt."Listy dla Martyni", podała tam swoje dane kontaktowe. Powiedziałam jej by nie robiła sobie kłopotu i podała nasz adres, ona jednak odpowiedziała, że to dla naszego bezpieczeństwa...gdyż wie o przypadku nękania rodziców dziecka którzy zgłosili je do Marzycielskiej Poczty (oczywiście następne kłamstwo). W czasie tworzenia wpisu do tego bloga zadzwoniła do mnie z pytaniem jakie leki bierze moja córka (oczywiście to też było zaplanowane, gdyż wiedziała, że w tym samym momencie piszę na GG z Gosią i jej mamą). Powiedziałam jakie, ale prosiła bym nazwę tych leków przeliterowała albo najlepiej SMS wysłała -skomentowałam wówczas to, że sama bierze te laki i nazw nie pamięta...zmieniła temat. Niestety listy żadne do dnia dzisiejszego nie dotarły choć w trakcie rozmów m.in. na Skype z Martynią mówiła jej, że już przyszła masa listów, kartek i paczka...ok 500... Martynka często mnie pytała kiedy Ola przyśle jej to wszystko...zabrakło mi już odpowiedzi ...i to jest właśnie rzecz w całej tej historii, która najbardziej mnie boli bo skrzywdziła moją córeczkę... Moje dzieci codziennie modliły się o zdrowie dla Oli... Pewnego wieczora musiałam powiedzieć im prawdę, że Ola nas okłamała,że nie jest chora ... Wyrazu twarzy moich dzieci nie zapomnę- Martynia zaczęła płakać pytając mnie "Mamo to Ola mnie nie lubi, że nas kłamała?" "Mamo zadzwoń do niej i powiedz, że musi nas przeprosić..." Od pewnego czasu dzieci już modlą się nie o zdrowie dla Oli,  tylko o to by już nikogo więcej nie oszukała...

Historia z Dobi
Podczas jednej z naszych rozmów Ola powiedziała, że zgłosiła się jedna z dziennikarek i powiedziała, że chciałaby napisać o niej książkę, opisać w niej jej historię. Powstał również blog w związku z napisaniem tej książki, który został utworzony przez Dobi (styl i sposób pisania Oli). Dobi kontaktowała się m.in. z Gosią w sprawie tej książki przez GG (jak się później okazało z tego samego nr GG ze mną kontaktowała się Asia koleżanka Oli z sali szpitalnej )

Nocny SMS
Pewnej nocy dostałam SMS od koleżanki Oli -Moniki, że Ola się źle czuje, płacze a z racji tego, że jest częściowo sparaliżowana nie może sama wstać, a jej mama wyszła...(dziwne to było bo cóż ja mogłam zrobić w tej sytuacji...?)
Okazało się później, że z tego samego nr telefonu z Gosią kontaktowała się Dobi, a z Emi Pani Ola, która tłumaczyła Oli dokumenty na planowaną zagraniczną konsultację medyczną.

Wcielenia Oli
Ola ,mama Oli, Asia,Dobi,Monika,kwiat22uszek,kwiat21uszek,Dobra Wróżka.Ola Czarodziejka,Wróżka Ola... Wysłanniczka marzeń.


Wolontariusz roku
Niejednokrotnie słuchałam opowieści na temat nagród, które Ola miała dostać ...Była nominowana do nagrody Wolontariusza roku ..Z jej opowieści wynikało,że zaproszenie na rozmowę do komisji, nie dotarło tylko maila otrzymała, że nie stawiła się w wymaganym terminie, co wiąże się z automatyczną dyskwalifikacją....

Lady Di
Nagroda dla dziennikarza niepełnosprawnego
Ola opowiadała, że wraz z dwiema  koleżankami robiły projekt na konkurs.W sumie z jej relacji wynikało że to ona najwięcej się przy tym napracowała...
Zostały nominowane do nagrody....ale koleżanki przed komisja powiedziały, że to same zrobiły bo Oli wkład w ten projekt był znikomy...no i znów z nagrody nici....została zdyskwalifikowana.. Oczywiście to znów kolejne kłamstwo niestety...ponieważ osoby, które dostały tę nagrode w pełni na nią zasłużyły i dostały ją za całokształt pracy a nie jak Ola mówila ,za projekt..Zazdrość Oli nie zna granic,potrafi oczerniać ludzi,którzy osiągnęli jakiś sukces większy lub mnijeszy...
Pewne osoby mnie prosiły bym usunęła ten wpis... ale nie zrobiłam tego własnie przez wzgląd na nie bo jesli sytuacja z kłamstwami Oli trwa nadal to wówczas ta błędna informacja dotrze do ludzi którzy wybieraja do nagród potencjalnych laureatów i wówczas moga mieć watpliwości co do rzetelności ich pracy.
Zaproszenia do programów
Ola opowiadała, że została zaproszona do paru programów TV m.in. do "Dlaczego ja...", ale niestety wszyscy je odwołali dlatego, że jej stronę internetową w której opisane były wszystkie akcje, cała historia jej wolontariatu, w której opisywała ile dobrego zrobiła itp...  ktoś bezczelnie ją zlikwidował....i w związku z tym nie ma dowodów na jej charytatywną działalność.
Próbowałam i w tej sprawie jej pomóc. Poprosiłam znajomego informatyka by jeśli to możliwe sprawdził co mogło się stać z tą stroną... jego odpowiedź mnie....zaskoczyła i była wówczas dla mnie trudna do zaakceptowania. Powiedział mi, że wiele wskazuje  na to, że sam Administrator zawiesił tą stronę z powodu.... braku opłat...

Poszukiwanie pomysłu na następną książkę???
Na początku listopada Ola  powiedziała, że bedzie pisała serię  reportaży na Wiadomościach24.pl pt."Pamiętniki walki z rakiem." Poprosiła mnie bym opisała naszą historię, bo chciałaby też i o mojej córeczce napisać. Zgodziłam się na początku, jak weszłam na tą stronę to okazało się, że już nasza historia była zapowiedziana... Do dnia dzisiejszego nie wykorzystała naszej historii (napisałam jej, że nie wyrażam zgody by tą historię i zdjęcia nasze kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób w części czy całosci wykorzystała)
Podejrzewam ,że być moze próbuje napisać kolejną książkę i był jej potrzebny materiał....(strona nadal istnieje aczkolwiek już bez notki)

Historia w aptece
Pewnego dnia w czasie rozmowy z Olą opowiedziałam jej przypadek w aptece o którym opowiedziała mi moja koleżanka Beata z oddziału...
Chodziło o  podzielenie chemii w tabletkach: Beata poprosiła P.magister by podzieliła tabletki wg zaleceń lekarza P. magister odpowiedziała, że nie mają specjalnego pomieszczenia i warunków na to by to zrobić(sterylność,maseczki,rękawiczki ,ogólnie chodziło o bezpieczeństwo dla nich w trakcie dzielenia tabletek, ponieważ wówczas unosi sie pył z leku, który nie jest obojętny dla organizmu...)
My tą czynność musimy jako rodzice w domu wykonywać i skwitowałam to wszystko zdaniem, że dzielić na pół tabletki to jeszcze jakoś idzie, gorzej jeśli trzeba przygotować 3/4 pastylki....
Okazalo się, że Ola wykorzystała to jako swoją historie w blogu  "Niezłomny  Duch".


Kamilla Małecka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

UWAGA! Wszystkie komentarze, które zawierają wulgaryzmy będą systematycznie usuwane z bloga.

Więcej artykułów