Zamiast wstępu...



Historia o Czarodziejce Oli niestety jest opisem autentycznych wydarzeń z ostatnich kilku miesięcy... Niestety, bo każdy z nas wolałby, by ta historia nigdy się nie wydarzyła... By można było pewnego dnia stwierdzić, że to wszystko było jedynie koszmarem, złym snem...

Piszemy tę historię dla Was, ku przestrodze... Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do każdego z osobna, dlatego mamy nadzieję, że osoby, które nadal pomagają Czarodziejce Oli, trafią na tego bloga i dowiedzą się całej prawdy...

Królestwem Czarodziejki jest świat blogowy... Zdecydowaliśmy się więc wkroczyć do tego świata, by w ten sposób przerwać serię kolejnych klamstw i nadużyc z Jej strony...

Nikt nigdy nie zniszczył wiary w drugiego człowieka w taki sposób, w jaki zrobiła to Czarodziejka Ola...

Mamy nadzieję, że nigdy nie trafiliście i nie traficie już na wzruszającą historię Jej życia... Jeśli jednak tak się zdarzylo, pamiętajcie, że świat nadal jest tak samo piękny, a wokół nas jest wielu ludzi, ktorzy autentycznie potrzebują naszej pomocy... Nie zapominajcie o Nich...



sobota, 5 lutego 2011

Historia 5

Dzień Dobry!
Moja znajomość internetowa z Olą na całe szczęście nie trwała długo. Oli nie znałam osobiście. Poznałam ją przeglądając linki na blogu córeczki Ani. Zauroczyło mnie jej "wielkie" serce, miłość, którą otaczała mimo przeciwności losu chore dzieci. Utkwiło mi w pamięci stwierdzenie:"Ola o anielskim głosie". Mój kontakt z nią ograniczał się do rozmów telefonicznych, smsów, rzadko rozmawiałyśmy na gg. Kiedyś w czasie jednej z rozmów okazało się, że Ola przejeżdżała wraz z Emi niedaleko mojej miejscowości promując pewną akcję. Ola w rozmowie stwierdziła, że bardzo żałuje że nie poinformowała mnie o tym wcześniej. Poznałam ją już w trakcie jej rzekomej choroby. Nie mogłam uwierzyć, że tak "dobrą, kochaną, cudowną" dziewczynę spotyka taki los. Niejednokrotnie pytałam Boga: "Dlaczego Olka?". Ta która całe swoje życie wspierała i była podporą dla chorych dzieci jest teraz chora. Wielka niesprawiedliwość!!

Przyznaję, że była dla mnie wielkim autorytetem. Przecież tyle robiła dla innych mimo swojej niepełnosprawności i choroby. Bolało mnie bardzo to, że została ona odrzucona przez swoje siostry, tylko ukochana mama była dla niej podporą. Nie raz płakała mi do słuchawki, że nie rozumie dlaczego siostry traktują ją jak śmiecia, nazywają darmozjadem.
Pamiętam, że w czasie jednej z takich rozmów Ola opowiedziała mi jak będąc osłabiona po chemioterapii poprosiła jedną z sióstr by pomogła jej w dojściu do toalety i pomocy przy higienie. Na co owa siostra miała odpowiedzieć poniżając Olę przy swoim chłopaku:"Nie mam zamiaru po Tobie g.... spłukiwać". Zapytałam kiedyś Olę o ojca. Powiedziała mi, że nie ma z nim kontaktu ponieważ wiele lat temu ją zgwałcił. Twierdziła też, że raz próbował dostać się na oddział. Nie wiedziałam co jej odpisać. Zaszokowała mnie ta jej odpowiedź. Jakby tego było mało powiedziała, że w czasie badań ginekologicznych (nie pamiętam gdzie) próbował ją zgwałcić lekarz i gdyby nie wejście pielęgniarki gdy zaczęła krzyczeć pewnie by do tego doszło. Nie miałam okazji rozmawiać z nikim innym oprócz Oli i jej "mamy". Chociaż smsy od Oli "mamy" (z komórki Oli) można by policzyć na palcach jednej ręki. Były to smsy typu:"Olka jest w ciężkim stanie, nie wiadomo czy przeżyje dzisiejszy dzień" czy też w trakcie naszego smsowania z Olą:"Tu mama Oli, Olka zasnęła". Jak już wcześniej wspominała Ania pojawiały się również do mnie smsy typu:"Mamo zabierz mnie stąd", "Mamo boję się", "Mamo kto to jest ta Pani w białym ubraniu" itp.

Pierwszy raz byłam zaskoczona, później Ola tłumaczyła mi, że to skutek uboczny morfiny. Smsy często pisała do mnie w późnych godzinach wiedząc, że cierpię na bezsenność. Zawsze prosiła by do niej zadzwonić a gdy po godzinnej rozmowie mówiłam jej że zadzwonię jutro bo kończą mi się darmowe minuty próbowała przeciągać rozmowę. Czasami gdy pisała do mnie smsy w godzinach kiedy byłam w pracy lub po prostu nie miałam chwili by odpisać, pisała kolejne o tym, że jej życie nie ma sensu, nie chce żyć wiedząc, że na tego typu smsy odpiszę najszybciej jak się da kosztem swoich obowiązków. Ola jest drugą osobą, która mnie oszukała i mimo nie zachowałam ostrożności. No bo jak ktoś mógłby kłamać o tak poważnych sprawach. Nasze długie rozmowy często odbijały się kłótniami z moim obecnym narzeczonym. Bo nawet siedząc z nim w jednym pokoju na sms Oli z prośbą o telefon potrafiłam wyjść do drugiego by porozmawiać z Olą. Ola wiedząc, że mam bardzo dobry kontakt z Anką na jej temat nigdy nie powiedziała złego słowa. Natomiast Emi i siostry W były zawsze te najgorsze, przypisujące sobie zasługi Oli, zrywające przyjaźń tylko dlatego, że Ola jest chora. Miałam kogoś bliskiego w Klinice Hematologii w Poznaniu w sierpniu i wrześniu 2010 roku. Mówiąc o tym Oli, stwierdziła ona że  prawdopodobnie mogła się z nim gdzieś kiedyś minąć bo ona tam właśnie jest.

Pewnego grudniowego wieczoru Ola zadzwoniła do mnie radosna i cała w skowronkach. Jak się okazało jest właśnie na gali z okazji wręczenia Orderu Uśmiechu i z wielkim zdziwieniem stwierdziła, że właśnie sama otrzymała to odznaczenie. Ze szczegółami opowiadała o wypiciu soku z cytryny i słowach przysięgi. W tle było słychać różne hałasy co Ola skwitowała, że znajduje się w jakimś hotelu wraz z mamą. Opowiadała że śpiewała swoją piosenkę,miała okazję porozmawiać z Dodą i co mnie bardzo zdziwiło powiedziała jej co o niej myśli. Nie pamiętam dokładnie słów ale były to spostrzeżenia negatywne, zarzucające Dorocie fałszywość i nieszczerość. Nie mogę sobie teraz przypomnieć czy sytuacja miała miejsce podczas tej gali czy innej ale Ola opowiadała, że był na niej Maciej Stuhr i dziewczynka której oddał swój szpik. Opowiadała też, że Emi ma jej za złe że nie zabrała jej na ową galę, choć obiecywała i dlatego ich przyjaźń legła w gruzach. Twierdziła, że bardzo chciała Emilkę tam zabrać lecz w ostatniej chwili okazało się, że nie ma miejsca w samochodzie.

Tak wyglądała moja znajomość z Olą. Niejednokrotnie namawiałam Olę do wizyty u psychologa czy psychiatry. Sama też szukałam poprzez internet fachowców w Poznaniu i okolicach, przesyłając jej namiary na nich. Ola jednak zawsze powtarzała że chodzi do nich, próbuje się leczyć lecz oni jej nie pomagają. Nie przypominam sobie w tej chwili nic więcej (wybaczcie jest noc) ale gdyby coś to na pewno jeszcze o tym napiszę.

Na początku gdy dowiedziałam się o kłamstwach Oli nie wierzyłam. Myślałam, że to kolejna gra Emi (przepraszam kochana). Po przeanalizowaniu wielu rzeczy, rozmowach z Anią i Emilką doszłam do wniosku, że to prawda.Na początku nie chciałam o tym pisać bo doszły mnie słuchy, że Ola będzie się leczyć. Teraz wiem, że Ola nie zamierza zmienić swojego postępowania. Mimo tego, że Ola okłamała mnie nie straciłam wiary w ludzi. Tak pojawiają się czasami chwile zwątpienia ale wiem, że jest tysiące osób na świecie potrzebują pomocy a historia czarodziejki Oli nauczyła mnie bardziej przyglądać poszczególnym sytuacją i w razie wątpliwości pytać. Zapewniam Was, że żadna osoba potrzebująca czy rodzic chorego maluszka nie odmówi Wam przesłania dokumentacji medycznej potwierdzającej wiarygodność. Sobie i Wam kochani chciałabym życzyć by na naszych drogach pojawiało się jak najmniej osób takich jak Ola wysysających całą energię, która mogłaby się przydać innym.


L

3 komentarze:

  1. natychmist wplac 1% podatku na leczenie To takie modne cha cha cha Pewnie jest cudowna ksiezniczka i zalozy bloga jak wszyscy Olusine figielki Bog broni nie figle Oli

    OdpowiedzUsuń
  2. Ola Ola Ola :))
    Jesteśmy blizniaczkami I piszemy bloga o modzie i urodzie :)
    http://modneblizniaczki.blogspot.com/
    Obs za obs ]
    Kom za kom :) Napisz u nas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ola Ola Ola :))
    Jesteśmy blizniaczkami I piszemy bloga o modzie i urodzie :)
    http://modneblizniaczki.blogspot.com/
    Obs za obs ]
    Kom za kom :) Napisz u nas :)

    OdpowiedzUsuń

UWAGA! Wszystkie komentarze, które zawierają wulgaryzmy będą systematycznie usuwane z bloga.

Więcej artykułów