Zamiast wstępu...



Historia o Czarodziejce Oli niestety jest opisem autentycznych wydarzeń z ostatnich kilku miesięcy... Niestety, bo każdy z nas wolałby, by ta historia nigdy się nie wydarzyła... By można było pewnego dnia stwierdzić, że to wszystko było jedynie koszmarem, złym snem...

Piszemy tę historię dla Was, ku przestrodze... Nie jesteśmy w stanie dotrzeć do każdego z osobna, dlatego mamy nadzieję, że osoby, które nadal pomagają Czarodziejce Oli, trafią na tego bloga i dowiedzą się całej prawdy...

Królestwem Czarodziejki jest świat blogowy... Zdecydowaliśmy się więc wkroczyć do tego świata, by w ten sposób przerwać serię kolejnych klamstw i nadużyc z Jej strony...

Nikt nigdy nie zniszczył wiary w drugiego człowieka w taki sposób, w jaki zrobiła to Czarodziejka Ola...

Mamy nadzieję, że nigdy nie trafiliście i nie traficie już na wzruszającą historię Jej życia... Jeśli jednak tak się zdarzylo, pamiętajcie, że świat nadal jest tak samo piękny, a wokół nas jest wielu ludzi, ktorzy autentycznie potrzebują naszej pomocy... Nie zapominajcie o Nich...



Blog 1- Moja podróż

Blog znajdował się pod adresem:

Blog powstał w marcu 2010 roku.
Niestety, został usunięty- pozostały jedynie 3 wpisy skopiowane z tego bloga.
Ola napisała te słowa w czasie, gdy rzekomo trafiła pod opiekę hospicjum.





Na najdalszą z gwiazd...
21 marca 2010
Choruję na białaczkę już od dawna. Walka z nią to nie lada jak wspinanie się po wysokiej i stromej górze. A celem miało być zdrowie. Wytrzymywałam więc chemioterapię, radioterapię i badania, które często były okupione dodatkowym cierpieniem. Dziś też wspinam się, udaję się na najdalszą podróż, na najdalszą z gwiazd... Blog będzie tak długo pisany, aż opadnie kurtyna mojego 22-letniego życia. Mimo wszystko wspaniałego życia...
Wczoraj padał pierwszy wiosenny deszcz. To było takie piękne i wzruszające! Zorientowałam się, że spełnił się kolejny cud - doczekałam pierwszego wiosennego deszczu. Chciałam za wszelką cenę go dotknąć, poczuć go w dłoniach i na dłuższą chwilę zatrzymać tę chwilę dla siebie. Jednak byłam za bardzo słaba by wstać samodzielnie z łóżka. Płacząc, poprosiłam Mamę by otworzyła okno i pomogła dotrzeć do okna. Miała nieco obaw ale w końcu udało mi się zaprzyjaźnić z pierwszymi wiosennymi deszczowymi kroplami, opadającymi na moje stęsknione świata dłonie... Świat w tamtej chwili jakby zatrzymał się i wtedy doszłam do wniosku, że zanim odejdę, chcę zrobić coś jeszcze. Wraz z Przyjaciółmi usiąść na dworze, patrzeć w gwiazdy i wybrać tą jedyną, gdzie będzie świeciła moja dusza. Obowiązkowo musimy też nadać jej imię aby Przyjaciele wiedzieli, gdzie mnie szukać. Dziś rano znowu otworzyłam oczy, przywitało mnie słońce i wiem, że znów zdarzył się cud - cud życia! A, skoro piszę o cudach to cudem jest również to, że mam Przyjaciół, rozmawiam z nimi, a ich ciepłe głosy dodają mi siły do walki z chorym ciałem. Niby choroba jest we mnie ale nie w moim sercu. W nim ona nie znajdzie miejsca. Zabierze jedynie moje chore ciało ale nie będzie w stanie odebrać duszy. Więc tak naprawdę czy ja umrę? Myślę, że umrze tylko moje ciało... Moje chore, pożyczone i przyklejone do duszy ciało. Wiem, że cudem jest Przyjaciel, a Przyjaciel jest cudem, zatem cudem jest Życie, a Życie jest cudem... Cudem prowadzącym na Najdalszą z Gwiazd...


Wędrówka mojej duszy...
22 marca 2010
Za każdym razem, kiedy wchodzę do szpitala, mijając jeden, drugi i kolejny korytarz by dotrzeć do właściwego oddziału, zastanawiam się czy tym razem znowu będę się tak bardzo bała. Bała się swojej niepewności... A może w domu bardziej będzie bolało? Sama nie wiem, jednak wiem, że... powoli gasnę, a moja dusza chce zobaczyć piękno!
Obecnie leżę podłączona pod tlenem bo wszystko mnie bardzo boli, a tlen minimalizuje dolegliwości, dzięki dotlenieniu moich mięśni. Spoglądam na zegarek i odliczam już minuty do kolejnej kroplówki bo... Zastanawiam się: jak długo jeszcze? Denerwuje mnie ta bezsilność: mama musi poprawić poduszkę, przebrać mnie, umyć. To dla 22-letniej kobiety krępująca sprawa. Czasem się buntuję, choć wiem, że moja złość i tak na nic się zda bo muszę przecież się wykąpać i najeść, a choroba nie zapyta: wygodnie Ci tak, jak mama Ciebie karmi? Zostaje pogodzenie się z tym, a ja nie umiem! Ja wcześniej żywa dziewczyna, nagle gasnę! Zdałam sobie sprawę, że tyle bym chciała zrobić, dotknąć, wykonać, zobaczyć... Ale czy zdążę... Jeśli nie zdążę tego zrobić, zobaczę świat jako duch. Zobaczę świat z góry i będę mogła być w miejscach dotąd mi nieznanych. Dzisiaj piszę bo piszę... Piszę by się komuś wygadać... Ale kogo obchodzi moje umieranie i to, że siedzę smutna, samotna i niechciana przez innych! Chciałabym znowu tak jak kiedyś obudzić się bez bólu i bez raka! Ale tą wole może wypełnić tylko Bóg... Taka mogę obudzić się tylko w Niebie... Ale przedtem moja dusza musi wykonać długą wędrówkę!

Pociąg życia...

23 marca 2010
poprzedni wpis
Rano obudziłam się pełna refleksji nad życiem. Można je porównać do pociągu do, którego wsiadamy podczas urodzin, a wysiadamy z niego w chwili śmierci, by poznać stację główną: Niebo!
Jestem znowu bardzo osłabiona. Ta podróż mnie coraz bardziej osłabia. Wiem, że niedługo wysiądę, zostawiając tych, którzy będą mieli przed sobą jeszcze więcej kilometrów do pokonania. Zastanawiam się czy zrobiłam w życiu tyle dobrych rzeczy by mnie zapamiętano w jak najlepszy sposób. Wiem, że wysiadając wcześniej, pozostawię bliskich w bólu i cierpieniu. Jednak mam prośbę do nich - aby nie modlili się kroplami łez... Wtedy trudniej jest duszy oddzielić się od ciała. Tak słyszałam dzisiaj od księdza. Bliscy muszą pozwolić mi odejść bo będzie mi i im bardzo trudno opuścić kurtynę, zamknąć drzwi pociągu i pozwolić mojej duszy żyć swoim życiem. Dziś patrzyłam na moją mamę. Była taka zatroskana. Jej oczy były przepełnione miłością, zmieszaną z matczynym cierpieniem. Jej oczy mówią: "córeczko nie odchodź". Mamo, proszę, pozwól mi na to! Ja nie chcę Cię zawieść... Przepraszam...

Więcej artykułów